Bartłomiej Mróz – talent polskiego parabadmintona

Prekursor, medalista mistrzostw Europy i świata, trener – tak można opisać Bartłomieja Mroza – najlepszego zawodnika w historii polskiego parabadmintona. To za jego sprawą w kraju o tej dyscyplinie stało się głośno. Brak prawego przedramienia nie przeszkodził mu w zdobyciu ponad 70 medali podczas prestiżowych, międzynarodowych zawodów. Teraz walczy o kwalifikacje na igrzyska w Paryżu.

Ale od początku. Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy do sekcji badmintona dołączyło… jego rodzeństwo. Po kilku tygodniach Bartłomiej Mróz z braku planów w wolnym czasie postanowił zobaczyć jak taki trening wygląda. Nim się obejrzał odbijał lotkę z jednym z opiekunów na korytarzu.

– Bardzo mi się to spodobało, więc postanowiłem zapytać rodziców, czy też mógłbym spróbować. Ówczesny trener klubu nie miał nic przeciwko i tak 12 grudnia 2005 roku dołączyłem do sekcji – wspomina paralimpijczyk.

Eurobeskidy: To był pierwszy krok na drodze do sportowej kariery. Jak historia potoczyła się dalej?

Bartłomiej Mróz: Trenowałem od poniedziałku do niedzieli w grupie początkującej, a później w zaawansowanej. Chciałem być najlepszy, na treningi chodziłem bardzo regularnie przez wiele lat. W końcu stanąłem przed wyborem średniej szkoły. Zastanawiałem się nad technikum informatycznym, które było blisko, a ja interesowałem się komputerami. Jednak mój ówczesny trener zasugerował, że wybór technikum nie będzie dobrze rokował mojej karierze sportowej. Zaproponował Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Głubczycach.

E: Mieszkał Pan wtedy w Kędzierzynie-Koźle. Nauka w Głubczycach oznaczałaby przeprowadzkę do innego miasta, perspektywa opuszczenia domu zapewne nie była łatwa dla nastolatka?

BM: Dwa dni spędziłem patrząc się w sufit, bo nie wiedziałem, co zadecydować, miałem 15 lat. Ostatecznie pojechałem z tatą do Głubczyc złożyć papiery. Przyjęli mnie. W SMSie spędziłem trzy lata. Z początku było mi trochę trudniej, ponieważ nikogo nie znałem, a w rywalizacji z pełnosprawnymi równieśnikami też żadnej ulgi nie miałem, byłem traktowany na równi. Z perspektywy czasu cieszę się, że przeciwnicy nie dawali mi żadnych forów i za to jestem im wdzięczny.

E: Rok 2012 był przełomowy dla Pańskiej kariery sportowej. Zawodnik z Polski, o którym nikt wcześniej nie słyszał staje na drugim miejscu podium mistrzostw Europy. To musiało być spore zaskoczenie.

BM: W tamtym czasie, w Polsce nie było żadnej perspektywy na parabadmintona. Oczywiście myślało się o tej dyscyplinie jak o sporcie dla osób niepełnosprawnych, ale szczerze mówiąc nie słyszałem wtedy o żadnych zawodach czy wyjazdach tego typu. Do czasu, aż mój trener w drugiej klasie liceum dowiedział się o mistrzostwach Europy parabadmintona w Dortmundzie. Zaproponował, żeby spróbować, przygotować dokumentacje i przejść klasyfikacje. Na zawody pojechaliśmy we dwójkę. To był wielki sukces, jako czarny koń, nikomu nieznany zawodnik, doszedłem do finału w grze singlowej.

E: Pierwszy zawodnik parabadmintona z tytułem wicemistrza Europy. Ten sukces przeszedł szerokim echem w kraju. Pański wysiłek i talent został w tamtym czasie w jakiś sposób doceniony?

BM: Mistrzostwa w Dortmundzie stanowiły dynamiczny początek mojej kariery w parabadmintonie. W 2013 roku posłowie z Parlamentarnego Zespołu ds. Promocji Badmintona, którego przewodniczącym jest Zbigniew Dolata zaprosili mnie i mojego tatę, żeby porozmawiać o moim osiągnięciu i karierze. Byłem zaskoczony, gdy podczas mojego pobytu w Warszawie zadzwonił prezes Polskiego Związku Badmintona i zaprosił mnie na rozmowę na temat mojej przyszłości w parabadmintonie. Na tym spotkaniu padły pytania, o to co planuje robić i propozycja przeniesienia się do Warszawy, nie tylko pod kątem trenowania, ale też kształcenia się. Wskazałem warszawski AWF. Polski Związek Badmintona wstępnie z uczelnią rozmawiał i przestawił moją sytuację i plany na dwutorowość kariery sportowej. Ta perspektywa wydawała mi się nieprawdopodobna, wykorzystałem okazję i przeprowadziłem się do stolicy. Prezes PZBad bardzo miło mnie przyjął, podobnie ówczesny trener kadry narodowej Jacek Hankiewicz. Nowi koledzy z reprezentacji badmintona pomogli mi stawiać tam pierwsze kroki.

E: W Warszawie pojawiła się szansa na udział w kolejnych zawodach rangi międzynarodowej, jednak z występami wiązały się również wysokie koszty. Mógł Pan liczyć na wsparcie?

BM: W listopadzie odbyły się mistrzostwa świata, podczas których zaliczyłem dwa duże sukcesy, tytuły wicemistrzowskie. Ale zanim je zdobyłem musiałem wygrać walkę finansową. Prezes PZBad wraz z posłami i sportowcami Arturem Siódmiakiem, Robertem Korzeniowskim pomogli mi zebrać pieniądze na wyjazd. W tamtym momencie mojej kariery naprawdę wiele się działo.

E: Pojawiła się kiedyś u Pana myśl, że niepełnosprawność może okazać się barierą w podejmowaniu wyzwań sportowych?

BM: Mam świadomość, że na najwyższym poziomie każdy detal się liczy. Niepełnosprawność też ma tutaj znaczenie. Na przykład serwis w badmintonie. Nigdy nie będę tak dokładny jak osoba, która ma dwie ręce i jest w stanie chwycić lotkę. Serwis w badmintonie jest kluczowy. Przy jednej ręce jest on utrudniony. Startując od 2005 roku w zawodach grałem tylko z osobami pełnosprawnymi i wszystkie przygotowania opierały się na rywalizacji właśnie z tymi osobami. Nie ukrywam było ciężko, ale miałem na to swój sposób i nie traciłem motywacji.

E: Parabadminton jest rozgrywany w kilku kategoriach. Czy w kraju zdarza się Panu trenować z przeciwnikami z tej samej grupy niepełnosprawności?

BM: Do tej pory nie miałem okazji trenować z osobami niepełnosprawnymi na takim poziomie, żebym miał szansę się rozwinąć. Moimi sparing partnerami są obecnie medaliści mistrzostw Polski w badmintonie, kadrowicze, czołówka polskiego badmintona. Jeżeli odpuściłbym rywalizację z mistrzami w badmintonie to nie miałbym szansy się rozwijać. Parabadminton w ostatnich latach ewoluował i w tym momencie różnica pomiędzy badmintonem i parabadmintonem coraz bardziej się zmniejsza.

E: Które z osiągnięć jest dla Pana najważniejsze?

BM: Każdy medal, który zdobywam w kolejnym roku jest ważniejszy od poprzedniego ze względu na wiek i ze względu na fakt, że parabadminton się bardzo szybko rozwija. O medale jest coraz ciężej. Nie mam jednego, najważniejszego osiągnięcia. Na pewno dużym sukcesem były dwa złote medale na mistrzostwach kontynentu w 2018 roku, wtedy zdobyłem swój pierwszy złoty krążek w grze singlowej na mistrzostwach Europy i po raz trzeci sięgnąłem po złoto w deblu. To był turniej bardzo owocny w złote medale. Do tej pory najbardziej znaczącym osiągnięciem był dla mnie udział w igrzyskach paraolimpijskich w Tokio. Był to bardzo trudny okres kwalifikacyjny, 13 turniejów, w których musiałem wziąć udział, ponieważ cały świat ścigał się o medale i punkty rankingowe do igrzysk. Tak naprawdę o kwalifikacji na igrzyska zadecydowały ostatnie turnieje. W tamtym czasie musiałem mierzyć się z kontuzjami i wielokrotnie w ekspresowym tempie je leczyć.

E: Droga do Tokio nie była, więc „usłana różami”?

BM: Przed ostatnimi turniejami kwalifikacyjnymi w Peru i Brazylii borykałem się z kontuzją i dużym przeciążeniem ręki, lecz na ostatniej prostej nie mogłem sobie pozwolić na to by odpuścić. Wiedziałem, że w turniejach muszę dojść przynajmniej do półfinałów, by zdobyć kolejne punkty. Nie byłem w stanie unieść ręki. Tydzień po tygodniu, myślałem, że jeśli w pierwszym turnieju dotrę do półfinału to oddam mecz walkowerem, aby przetrwać do kolejnych zawodów. W obu turniejach doszedłem do półfinału i w żadnym nie oddałem walkowera. Mój charakter i wewnętrzne ja nie pozwoliło mi na to. Mówiłem sobie „chyba jeszcze nie jest tak źle z tą ręką, pamiętam o planie, ale chociaż spróbuję”. Pandemia dała mi czas na regeneracje i odpowiedni trening, który pomógł mi poradzić sobie z kontuzją ręki i powrócić do sprawności, dzięki ćwiczeniom.

E: Jak ocenia Pan swój start na igrzyskach?

BM: Podczas meczów natrafiłem na dwóch medalistów z Indonezji, wiedziałem, że są oni faworytami do wyjścia z grupy medalowej. Byłem zmotywowany do walki o medal. Miałem bardzo mocną grupę, ale mimo wszystko rozegrałem dobre mecze, widowiskowe, które były transmitowane w TVP. Po tych meczach dotarło do mnie bardzo dużo miłych komentarzy i głosów, że był to dobry występ.

E: Na igrzyskach w Tokio parabadminton pojawił się po raz pierwszy, to był również Pański debiut na paraolimpiadzie. Podczas ceremonii zamknięcia igrzysk niósł Pan polską flagę jako chorąży naszej reprezentacji. Możemy tu mówić o symbolicznym przetarciu szlaku?

BM: Byłem pierwszym polskim parabadmintonistą i chyba w ogóle badmintonistą, który został chorążym polskiej reprezentacji na olimpiadzie. Traktuję to jako bardzo duże uznanie dla naszej dyscypliny.

E: Na horyzoncie pojawiają się kolejne igrzyska, w Paryżu.

BM: Kwalifikacje trwają. Cały rok zbieramy punkty, wyniki z 6 najlepszych turniejów są sumowane i klasyfikują zawodników na odpowiednie miejsca. Tak naprawdę do końca nie wiadomo ilu zawodników zagra na igrzyskach , są opisane zasady kwalifikacji ale jest wiele zależnych. To skomplikowane. Ja jestem aktualnie na 9 miejscu, to wysoka pozycja, ale wszystko stanie się jasne po najbliższym turnieju w Pattaya, który odbędzie się w lutym. To mistrzostwa świata, które są liczone podwójnie w klasyfikacji.

E: Jak zatem ocenia Pan swoją formę przed zbliżającymi się zawodami?

BM: Od wielu lat współpracuję z trenerem Przemkiem Wachą. W mojej opinii jest jednym z lepszych trenerów w Polsce w singlu, w którym się specjalizuje i wiem, że jeśli mam odnieść sukces i podnieść swoją formę to tylko z nim. Mamy ułożony plan treningowy, przygotowania idą bardzo dobrze. Już w tym momencie jestem w formie, co widać po grze, ale nie cieszymy się zbyt szybko. Dajemy sobie jeszcze chwilę na ostatnie szlify i wierzymy, że jeśli kontuzja mi nie przeszkodzi to w zbliżającym się turnieju zaprezentuje się na wysokim poziomie. Na przygotowania zarówno fizyczne jak i techniczne poświęciliśmy sporo czasu. Prognozy na mój start są bardzo dobre.

E: Treningi i występy na zawodach są nieodłącznym elementem życia każdego sportowca, ale na co dzień nie ogranicza się Pan jedynie do aktywności na korcie. Kilka lat temu założył Pan organizacje, która realizuje wiele ciekawych inicjatyw, czym się głównie zajmujecie? 

BM: W 2018 roku powstała Fundacja, która ma na celu przede wszystkim promocję i rozwój parabadmintona w Polsce, ale pozwala mi też być trenerem. Organizujemy turnieje, warsztaty i treningi. Głównym celem naszej Organizacji jest rozwój tej dyscypliny w Polsce oraz promowanie aktywności sportowej wśród osób niepełnosprawnych.

Zarówno w karierze sportowej jak i w Fundacji Bartłomieja Mroza wiele się dzieje. O szczegółach działalności Organizacji założonej w 2018 roku przez polskiego paralimpijczyka będzie można przeczytać wkrótce na naszym portalu…

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dostępność cyfrowa

Dostosuj preferencje użytkowania:

Wesprzyj nas

Jakiś tekst wsparcie....