W Oświęcimiu na zaproszenie salezjańskiego Oratorium z młodzieżą spotkał się Janek Mela – podróżnik i najmłodszy, a jednocześnie pierwszy w historii niepełnosprawny zdobywca obu biegunów – i to w przeciągu jednego roku.
Jego wyczyn zaimponował wielu ludziom na całym świecie. Pokazał, że niepełnosprawność nie musi być ograniczeniem. Sam bohater tego spotkania podkreślał jedno: – Tak naprawdę przeszkodą w naszych działaniach najczęściej nie jest brak kończyny czy jej niepełnosprawność. Główne źródło rezygnacji z działania i pokonywania przeszkód jest w naszej głowie. A jeśli mamy w niej chęć do aktywnego działania, to zawsze znajdziemy drogę do celu. I zrozumiałem, że wcale nie musi być nim żaden rekord świata, bo nie o wyczyny chodzi, a o nastawienie do życia.
Opowiedział o tym, jak w 2002 roku, w wieku 13 lat w wyniku wypadku, w którym został porażony prądem wysokiego napięcia, stracił prawą rękę i lewą nogę.
– Buntowałem się, nie chciałem tak żyć. Dopiero z czasem zacząłem powoli odzyskiwać nadzieję, że w ogóle jest jakieś życie przede mną. To się stało dzięki rozmowom z innymi ludźmi, z tatą, z księdzem, który podpowiedział mi, że cierpienie można ofiarować za kogoś. Wtedy, jeszcze w szpitalu, kiedy ból był ogromny, a środki znieczulające podawane co kilka godzin działały tylko przez część tego czasu. Większa dawka mogła mi zaszkodzić, więc musiałem sam ten ból pokonywać. Postanowiłem wtedy ofiarować go za mojego młodszego brata, który utonął w jeziorze i nie udało się go uratować. Jego śmierć bardzo mocno przeżyłem. Faktycznie, ból był, ale już bardziej do przetrwania… – wspominał Janek Mela. Był też czas niepewności, w którym lekarze spodziewali się, że po tak silnej dawce mogą przestać funkcjonować organy wewnętrzne. Groziła mu śmierć. A jednak przeżył.
Po amputacji przyszedł czas na niełatwą rehabilitację. Przetrwał wspierany przez ojca i wyznaczony niezwykły cel: zdobycie obu biegunów. Do obu dotarł podczas wypraw w 2004 roku, wraz ze słynnym podróżnikiem Markiem Kamińskim. W kolejnych latach uczestniczył w wyprawach na szczyty górskie: Kilimandżaro (2008), Elbrus (2009) i El Capitain w USA (2010).
– Podczas tego wszystkiego, co się działo od czasu wypadku, spotykałem wielu wspaniałych ludzi i dzięki nim wiele się nauczyłem, zrozumiałem. Wśród nich było sporo osób niepełnosprawnych, które otworzyły mi oczy na moje życie. W końcu pojąłem, że nie chodzi o to, żeby więcej osiągnąć czy mieć. Uczyłem się od ludzi, którzy mają znacznie większe problemy ze sprawnością, więcej cierpienia za sobą, a jednocześnie ogromną chęć życia. Nauczyłem się, że nie warto szukać wymówek, by usprawiedliwić brak działania, ale trzeba szukać radości, szukać kontaktu z innymi. Tak łatwiej odnaleźć swoją własną ścieżkę, sens swojego życia i to zadanie stoi przed każdym z nas – tłumaczył młodym słuchaczom Mela. Wyjaśniał, że już nie potrzebuje ekstremalnych wyczynów dla nich samych, przyznawał jednak, że ta aktywność sportowa pomogła mu odzyskać wiarę w siebie, ale też przyznawać się przed sobą i przed innymi do tego, że z czymś sobie nie radzi.
Założył fundację „Poza horyzonty”, która pomaga osobom po amputacji kupić niezbędne protezy i na nowo uwierzyć w swoje możliwości. Organizuje też szkolenia motywacyjne. Prowadzi samodzielne aktywne życie…
– Zastanawiałem się nieraz, kim bym był dziś, gdyby nie ten wypadek. I widzę, że z każdej trudności można wyciągnąć coś dobrego. Bo gdyby nie wypadek, nie spotkałbym Marka Kamińskiego i nie byłoby wielu kolejnych ważnych spotkań i doświadczeń, za które jestem Bogu bardzo wdzięczny – dodawał Janek Mela.