Ktoś kiedyś powiedział, że za każdym człowiekiem kryje się jakaś historia. Te szczególnie budujące mają najczęściej związek ze sportem. Tak jest właśnie w przypadku polskiej paralekkoatletki Anny Trener-Wierciak, która jest doskonałym przykładem na to, jak z determinacją radzić sobie z przeciwnościami losu.
Anna na swoim koncie ma brązowy medal igrzysk z Rio oraz krążki z mistrzostw Europy i świata. Jak wielu zawodników swoją przygodę ze sportem rozpoczęła w dzieciństwie. Najpierw gimnastyka sportowa, a później sztuki walki. W końcu po pewnej wizycie na siłowni postanowiła, że spróbuje swoich sił w lekkoatletyce. Zgłosiła się do klubu AZS Kraków. Tam zaczęła regularnie trenować biegi oraz skok w dal. Jak się później okazało była to bardzo dobra decyzja.
W międzyczasie dowiedziała się o tym, że choruje na stwardnienie rozsiane. – Pogodzenie się z chorobą to był długi proces. Przyszło mi to bardzo trudno. Na początku nie wiedziałam w ogóle jak się przyznać, że choruje przed znajomymi, rodziną – wyznała.
Minęło sporo czasu zanim zdecydowała się startować z osobami niepełnosprawnymi. Nie zamierzała się jednak poddać i ze sportu nie zrezygnowała. W 2016 roku otrzymała zaproszenie do kadry. Jeszcze w tym samym roku zadebiutowała na arenie międzynarodowej. Podczas mistrzostw Europy w Grosseto zdobyła dwa brązowe medale oraz kwalifikacje do Rio – Na początku wszystko było przeze mnie kwestionowane. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o sobie osoba niepełnosprawna. Pierwsze zawody służyły temu, aby obyć się z tematem i ze samą sobą – mówiła – To wszystko było bardzo trudne, a wkroczyłam na arenę międzynarodową, gdzie pisało się o tym co się dzieje. Jestem osobą, która nie lubi użalania się nad sobą ani jak inni patrzą na mnie ze współczuciem. Nigdy tego nie chciałam, nie chciałam, żeby w taki sposób mnie postrzegano – przyznała.
W tym samym roku w Rio Anna zaliczyła swój pierwszy występ paraolimpijski i od razu zdobyła brązowy medal w skoku w dal (T38). Dla wielu było to spore zaskoczenie – Nie stawiano na mnie. Mówiono, że kwalifikację zdobyłam, bo miałam farta. Sport jest przewrotny. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy na bieżni – zaznaczała paraolimpijka. Treningi to jednak nie wszystko- Nigdy nie mogłam w pełnym zdrowiu wystartować na najważniejszych zawodach. Mimo gorszego samopoczucia trzeba było coś co się wypracowało podczas tych ciężkich treningów wyciągnąć. Trzeba to było jakoś popchnąć. To TYLKO tyle to czasem AŻ tyle. Nie zawsze ten trening przekłada się na to jak ja startuję. Czasem są to względy zdrowotne, kiedy na przykład nie czuje lewej nogi czy od korpusu w górę lub wzrok mi szwankuje. Zawsze to jest loteria i nigdy nie wiadomo- tłumaczy.
Sport stanowi ważną część jej życia, z którego z pewnością rezygnować nie zamierza. A dla tych, którzy swoją sportową karierę dopiero zaczynają ma jedną radę – Trzeba mieć do siebie cierpliwość. I dać sobie tyle przestrzeni, ile będzie potrzeba, aby zrobić progres, bo nic nie przychodzi od razu i bez wysiłku.
Więcej na temat paraolimpijki Anny Trener-Wierciak będą mogli Państwo przeczytać w kolejnym wydaniu naszego czasopisma, które ukaże się już we wrześniu.